W ostatnich tygodniach tematem numer jeden dla wielu przedsiębiorców są nowe przepisy podatkowe przedstawione pod nazwą Polski Ład. Czeka nas rewolucja czy wprost przeciwnie i wszystko zostanie po staremu?
Samuel Goldwyn, legenda Hoolywood i twórca wytwórni filmowej Metro Goldwyn Mayer z pewnością zasługuje na wysokobudżetowy film, który przedstawi barwne i zawiłe losy polskiego emigranta i jego drogę z głębokiej biedy wprost na światowe salony. Urodzony w Warszawie jako Samuel Gelbfisz, po śmierci ojca wyjechał do Wielkiej Brytanii, gdzie zajmował się handlem galanterią. Najlepsze skórzane rękawiczki produkowano w tamtych czasach w Paryżu. Samuel chciał eksportować je do Stanów Zjednoczonych, gdzie można było je sprzedać z dużym zyskiem. Problemem były cła, które zjadały niemal całą marżę. Sprytny Warszawiak wpadł więc na pewien pomysł. Zakupił sporą partię rękawiczek, które kazał posegregować na lewe i prawe, a potem osobnym transportem wysłał je do dwóch różnych portów w Ameryce. Towar trafił na miejsce przeznaczenia, ale przyszły producent filmowy nie odebrał przesyłki, lecz zaczekał sześć miesięcy. Dokładnie po tym czasie towar został uznany za porzucony i trafił na aukcję, a w zasadzie na dwie różne aukcje: lewych i prawych rękawiczek. Oczywiście Samuel był jedynym licytantem i bez trudu za symboliczną cenę nabył swoje rękawiczki, które zaraz kazał połączyć w pary i sprzedał z wysokim zyskiem. Jaki jest morał z tej opowieści? Zawsze znajdzie się ktoś, kto w sprytny sposób obejdzie niewygodne przepisy.
„Prawo stanowione będzie więc zawsze zniekształconym odbiciem rzeczywistości, tak jak powstający pod pędzlem malarza pejzaż będzie autorską interpretacją rzeczywistego krajobrazu.”
Czy prawo nadąża za postępem technologicznym?
Życie zawsze wyprzedzi prawo, bo prawo stanowione zawsze jest ułomną i odwleczoną w czasie odpowiedzą na zmiany zachodzące w świecie fizycznym. Najpierw wymyślono samochód, a dopiero później wprowadzono odpowiednie regulacje prawne (dokładnie to w roku 1905 kiedy to Jules Perrigot stworzył pierwszy kodeks drogowy uwzględniający ruch kołowych pojazdów mechanicznych). Prawo stanowione będzie więc zawsze zniekształconym odbiciem rzeczywistości, tak jak powstający pod pędzlem malarza pejzaż będzie autorską interpretacją rzeczywistego krajobrazu. Nie bez znaczenia jest fakt, że prawo jest narzędziem sprawowania władzy i bardzo często jest środkiem do realizacji celów rządzącej elity. Mit racjonalnego ustawodawcy już dawno upadł w obliczu przepisów produkowanych na zamówienie wpływowych środowisk i zamożnych korporacji, których wysłannicy określani są elegancko lobbystami. Wspomnieć należy również o roli postępu technicznego, którego skutki stanowią niebywałe wyzwanie dla legislatorów. Jak się ma kodeks drogowy Perrigota do autonomicznych samochodów podejmujących decyzje o przyśpieszeniu lub zmianie pasa ruchu na podstawie algorytmów? Jak pogodzić mającą swe korzenie w prawie rzymskim koncepcję osobowości prawnej do robotów napędzanych sztuczną inteligencją? Już teraz teoretycy prawa toczą spór o prawo własności intelektualnej do utworów tworzonych przez algorytmy Machine Learning.
Jak zakaz picia alkoholu wpłynął na jego podaż?
Ustawa Volsteada, zwana również Narodową Ustawą o Prohibicji, wprowadziła na terenie Stanów Zjednoczonych zakaz produkcji i sprzedaży alkoholu. Mimo dotkliwych kar w samym tylko Nowym Jorku funkcjonowało blisko sto tysięcy klubów, w których można było zamówić drinka. Co sprytniejsi miłośnicy wina decydowali się na fikcyjne przyjmowanie religii judaistycznej, gdyż jej wyznawcom z racji praktyk religijnych przysługiwał pewien przydział wina na podstawie certyfikatu wystawianego przez rabina. Rolę barów przejęły apteki, a farmaceuci wystawiali recepty umożliwiające kurację przy użyciu wysokoprocentowych trunków. Dobry interes zwietrzyli fabrykanci, którzy zasypali rynek tak zwanymi piersiówkami, umożliwiającymi dyskretne picie w każdych warunkach. Wobec fiaska rygorystycznych przepisów, amerykański kongres w końcu wycofał się z zakazu sprzedaży alkoholu, a głównym skutkiem nieudanego eksperymentu była konsolidacja tamtejszych środowisk przestępczych.
„Jeden z podkarpackich przedsiębiorców postawił kapliczkę na wzgórzu, przy którym posiadał wyciąg narciarski, zmieniając tym samym zimową rozrywkę w pielgrzymkę realizowaną za pomocą orczyka i nart.”
Prawdziwym popisem kreatywności przy interpretacji i stosowaniu przepisów prawa był czas kolejnych lockdownów wywołanych epidemią koronawirusa. Polski Związek Przeciągania Liny, organizacja dotąd niszowa, notowała prawdziwą lawinę nowych członków, a jej strona internetowa ostrzegała, że z uwagi na nawał wniosków i konieczność ich rozpatrzenia sekretariat nie odbiera telefonów. Wszystko dlatego, że przesyłana mailem deklaracja członkowska zezwalała na treningi na siłowniach na terenie całego kraju. Związek wydał kilkadziesiąt tysięcy licencji zawodniczych, co przy wpisowym w wysokości 50 zł tworzy całkiem interesujący przychód. Jeden z podkarpackich przedsiębiorców postawił kapliczkę na wzgórzu, przy którym posiadał wyciąg narciarski, zmieniając tym samym zimową rozrywkę w pielgrzymkę realizowaną za pomocą orczyka i nart. O fikcji podróży służbowych i oświadczeń z nimi związanych nie ma sensu wspominać, podobnie jak o restauratorach zatrudniających swoich gości jako degustatorów, co umożliwiało im zjedzenie posiłku przy stoliku w restauracji.
Kiedy potrzeba staje się matką wynalazków
Problematyka szybkiego dostosowywania się do zmian prawnych oraz wynajdywanie sposobów na przystosowanie swojego modelu biznesowego do uwarunkowań ustawodawczych to bardzo często kwestia decydująca o być albo nie być startupów. Rozwój platform car sharingowych został przystopowany regulacjami dotyczącymi przewozu osób do momentu, w którym prawnicy Ubera i Bolta wymyślili rozwiązanie w postaci wirtualnych taksometrów. Dodatkowym zabezpieczeniem został model biznesowy, w którym właściciel aplikacji jedynie udostępnia platformę do wyszukiwania kierowców, którzy niezależnie od niego świadczą usługi transportowe na swój rachunek. Kreatywność managerów z Kalifornii idzie jednak dalej. Przejmując startup Drizli firma weszła w rynek dostarczania alkoholi pod drzwi klienta. Szukając przykładów innowacyjnego podejścia do prawa na polskim rynku warto przypomnieć sobie początki Inpostu, który w pewnym momencie, konkurując z Pocztą Polską, dociążał przesyłki blaszką, obchodząc monopol państwowego molocha na listy do wagi 50g. „Przesyłki muszą być cięższe, aby były tańsze” tłumaczyli przedstawiciele firmy udowadniając, że to co logiczne w biznesie niekoniecznie jest zgodne z prawami fizyki. Co ciekawe, firma Rafała Brzoski wygrała z Pocztą Polską proces wynikły z powodu tej kontrowersyjnej praktyki.
Jest tylko jedna cecha, którą powinien posiadać polski przedsiębiorca
Nasi przodkowie wierzyli, że prawo pochodzi od Boga: w końcu Mojżesz odebrał kamienne tablice na szczycie góry Synaj, a babliloński władca Hammurabi otrzymał polecenie skodyfikowania praw z ust Marduka, naczelnego bóstwa Mezopotamii. Wiele stuleci później filozof z Królewca, Immanuel Kant, uznał, że prawo moralne, tak jak gwieździste niebo, stanowi dowód na istnienie Boga. Z upływem czasu ludzie stracili swój szacunek do prawa. Niewątpliwy wpływ na to zjawisko miał rozwój mediów i ujawniane przez nie przypadki wpływu rozmaitych grup interesów na treść uchwalanych ustaw. Hans Peter Martin, austriacki europoseł, wprawił w osłupienie opinię publiczną ujawniając, że ciągu dwóch lat swojego urzędowania odebrał ponad tysiąc czterysta zaproszeń od rozmaitych grup interesów. Parlamentarzyście oferowano bezpłatne kolacje, rauty, konferencje, a nawet wycieczki zagraniczne. Niektóre propozycje wprost wiązały perspektywy wymiernych korzyści z określonym zachowaniem polityka (czytaj: głosowaniem za lub przeciw określonym ustawom). W samej tylko Brukseli oficjalnie pracuje około piętnastu tysięcy lobbystów. Jako ludzkość przeszliśmy długą drogę od gorejącego krzewu oznajmiającego wolę Absolutu do setek posłów korumpowanych każdego dnia voucherami na wystawną kolację czy masaż.
Im bliżej końca roku, tym z większym zainteresowaniem polscy przedsiębiorcy oczekują na publikację ostatecznej wersji Polskiego Ładu, super ustawy będącej z jednej strony największą w ostatnich latach reformą systemu podatkowego, z drugiej zaś domniemanym impulsem do skoku cywilizacyjnego napędzającego osłabioną koronawirusem gospodarkę. Pierwsze projekty nie napawają optymizmem: próba opodatkowania wszystkich podmiotów, w których zarządach zasiadają Polacy, nie do końca przemyślane programy socjalne czy wzrost składki zdrowotnej. Propozycja zawiera zarówno rozwiązania rozsądne i od dawna oczekiwane (podniesienie kwoty wolnej od podatku), jak i mocno kontrowersyjne (obniżenie dochodów samorządów terytorialnych). Niezależnie od tego, jaki kształt ostatecznie przyjmie ten projekt, czekają nas spore zmiany. A jak to się skończy? Tak jak zawsze. Przedsiębiorcy znajdą sposób na ominięcie niewygodnych przepisów, a największymi beneficjentami powstałego zamieszania będą doradcy podatkowi, biura rachunkowe oraz prawnicy.
Prawo (przynajmniej to stanowione) zawsze będzie o krok za ludzką kreatywnością.
P.S.
Zacytowany w tym felietonie Samuel Goldwyn powiedział: „Umiejętność życia polega w 90% na zdolności życia w zgodzie z ludźmi, których nie możemy znieść”. Polscy przedsiębiorcy mogą powiedzieć, że umiejętność prowadzenia biznesu w naszym kraju oznacza zdolność dostosowywania się do coraz szybciej zmieniającego się prawa.
Bartłomiej Rychter
Radca prawny specjalizujący się w prawie nowych technologiii oraz wspieraniu startupów.
Prezes spółki technologicznej wdrażającej innowacje z obszaru legal-tech.
Prywatnie miłośnik uniwersum Wiedźmina.